Witam serdecznie wszystkich po świętach. Nie wiem, jak dla Was, ale
dla mnie były za krótkie. Jak zwykle działo się dużo, sporą część mojej
aktywności, bardzo kreatywnej, bo w końcu dotyczyła dzieciaków
pokazywałam tutaj i tutaj. A każdą maleńką wolną chwilę staram się poświęcić na
nowe pomysły, bo zamarzyły mi się bolerka, dla córci i dla mnie. Jestem
na etapie wymyślania wzoru, kroju, wyliczeń, więc jeszcze trochę to
potrwa. Pociesz mnie to, że małymi kroczkami można dużo zdziałać, byle
tylko starczyło cierpliwości.
Obiecywałam, że pokażę moje
pierwsze koszyki z papierowej wikliny. Oczywiście brak mi czasu na
ostateczne szlify i wykończenie, choć pewnie wezmę się za to w pierwszej
kolejności, bo nie cierpię nie skończonych robótek. Na razie pokażę
więc wszystko w postaci surowej, tzn nie malowanej. Formę i kształt
widać, więc możecie sami ocenić, czy warto dalej się tym bawić.A skąd pomysł na papierową wiklinę? No cóż, nie macie czasem wrażenia, że chwilami makulatura usiłuje zagospodarować naszą przestrzeń życiową?
Postanowiłam ją ujarzmić, a że staramy się dbać o nasze środowisko, to
spróbowałam ją (makulaturę, no dobra przestrzeń życiową też) ujarzmić.
Podobało mi się wiele prac z papierowej wikliny, więc postanowiłam
spróbować. Zwykłe plecenie, przynajmniej w teorii, to nie problem. Co do
praktyki, to już inny temat. Zaczęłam od próby ukręcenia swoich rurek,
co się okazało świetną zabawą, bo dzieciaki usiłują naśladować mamusię i
tym działaniu. No i mam, moje pierwsze własne rurki papierowej wikliny.
Część informacji, zwłaszcza podpowiedzi technicznych, których szukałam znalazłam tutaj, tutaj, tutaj, ale też w wielu, wielu innych miejscach, gdzie mogłam podziwiać Wasze prace. Za co serdecznie dziękuję. I tak powstały moje pierwsze "dzieła". Pokazuję je jeszcze nie pomalowane, bo ten etap to jeszcze przede mną. Kto wie, może nie przetrwają.
Jako pierwszy uplotłam koszyk, jak się lepiej przyjrzycie
to widać, że jeszcze muszę poćwiczyć, ale też niczym nie mocowałam rurek
do jakiejś bazy, tylko robiłam "z ręki", co na pierwszy raz było chyba
szaleństwem. Cud, że nie wyszedł jakiś krzywy, jako całość. A do tego pochwała dziecka "mamusiu, jak ty pięknie zrobiłaś" jest bezcenna, dobrze, że jeszcze niespełna pięciolatek nie zwraca uwagi na szczegóły.
Kolejny projekt, to pudełko, w którym dzieciaki przechowywały klocki. Niestety mocno je obdarły, choć było ładnie oklejone, niestety tylko na początku. Może teraz wytrzyma dłużej. Okleiłam jej płasko rurkami i dodałam taką trochę "quilingową" ozdobę.
Na pewno nie są to moje ostatnie plecionki. Teraz do malowania, a co wyjdzie? Zobaczymy. Mam nadzieję, że zajrzycie, żeby przekonać się czy przetrwały moje próby.
Pozdrawiam gorąco i zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że zechciałeś być moim gościem. Proszę zostaw po sobie ślad.
Thank you you want to be my guest. Please post a comment.